Niedźwiedzie w Lesznie
Obie niedźwiedzice z leszczyńskiego mini-zoo pochodziły z Nowego Tomyśla. Przyszły na świat w czasach, gdy niedźwiedzie rozmnażano bez ograniczeń i troski o miejsce dla młodych. Basia ma dziś 27 lat, Kasia 16. Są agresywne wobec siebie, musiały przebywać w oddzielnych klatkach. Kasia miała lepsze warunki: trochę większą klatkę i basen z wodą, Basia poruszała się na zaledwie 35 m2. Obie cierpią na zaburzenie zachowania, zwane stereotypią ruchową, objawiające się u nich chodzeniem po stałej trasie tam i z powrotem wzdłuż krat, krążeniem w klatce lub na dachu budy, która miała służyć za gawrę i charakterystycznymi ruchami głowy. Chodzenie po betonie przyczynia się do zmian w układzie kostnym i negatywnie wpływa na stopy.
Badania zachowania niedźwiedzic w Lesznie zaczęliśmy jeszcze w 2007 roku przy wsparciu polskiej organizacji OTOZ Animals i brytyjskiej RSPCA. Nasze długotrwałe, intensywne poszukiwania nowego miejsca dla obu samic zostały wreszcie zakończone sukcesem (szczegóły: http://bearproject.org/news/show/id/371. Vier Pfoten zgodziło się przyjąć je do jednego z najlepszych w Europie azyli dla niedźwiedzi.
W dni poprzedzające wyjazd do Niemiec byliśmy tam codziennie. Mimowolnie wysłuchiwaliśmy opinii zwiedzających, spora część była oburzona warunkami, w jakich żyją niedźwiedzie. W magistracie zapewniano nas, że w Lesznie niedźwiedzie mają specjalne znaczenie i mieszkańcy mogą protestować przeciwko ich zabieraniu. Po kilkudniowym pobycie przy klatkach mamy odmienne wrażenie. Na głównym deptaku w Lesznie jest ułożonych kilkanaście płyt z łapami niedźwiedzi i spisem sponsorów, którzy sfinansowali powiększenie jednego z wybiegów 5 lat temu. Niestety, korzystano z konsultacji byłego dyrektora wrocławskiego zoo, skazanego w styczniu 2011 za znęcanie się nad niedźwiedziem Mago, który był przetrzymywany przez 10 lat w karcerze o powierzchni 6 m2. Wówczas wydawało się, że konsultacja popularnego w mediach dyrektora to gwarancja zbudowania dobrego wybiegu.
Dwa lata temu życie zakończyła trzecia niedźwiedzica. Za przyczynę śmierci uznano zmianę diety, którą wymusili „ekolodzy”. To byłby pierwszy na świecie przypadek śmierci niedźwiedzia z powodu zmiany diety z niewłaściwej opartej na chlebie, marchwi i mleku (i tym, co wrzucają zwiedzający) na właściwą, składającą się z różnorodnych owoców i warzyw, liści. Taką diagnozę mógł postawić tylko ktoś, kto nie ma pojęcia o biologii niedźwiedzi. Niedźwiedź brunatny zmienia dietę w ciągu całego roku, inna jest wiosną, a inna jesienią. W każdej chwili może znaleźć martwego jelenia – wtedy przez kilka dni staje się wyłącznie mięsożercą, w czasie owocowania borówek staje się niemal wyłącznie „borówkożercą”. Jaka była rzeczywista przyczyna śmierci tej trzeciej niedźwiedzicy nie dowiemy się nigdy.
Dzień wyjazdu
W piątek, 17 czerwca 2011 r. o 6.30 rano miał rozpocząć się transport. Niestety na przeszkodzie stanął brak unijnego certyfikatu pochodzenia (tzw. Eurocites). Załatwienie tego dokumentu to sprawa właściciela zwierząt. Leszno zbyt późno zaczęło to robić na skutek nieporozumień i niejasnych informacji przekazywanych w urzędach, w trakcie pojawiły się jeszcze problemy związane z przepisami dotyczącymi dokumentacji pochodzenia zwierząt, których rozwiązanie wymaga więcej czasu. Cały poprzedni dzień spędzamy więc „na telefonach”, ruszamy wszystkich, którzy mogliby pomóc, w kraju i zagranicą. Rachunek za telefon puchnie do kilkuset złotych. Niestety, to pieniądze z naszych funduszy. Nikt nie poczuwa się do pokrycia tych kosztów. Na naszym koncie, którego użycza nam OTOZ Animals jest już zero złotych. Leszno za punkt honoru postawiło sobie, że nie wyda na wyjazd niedźwiedzi ani grosza. Faktycznie, dla kilkudziesięciu oczekujących na dokument osób nie ma nawet żadnego cateringu. O tradycyjnej, polskiej gościnności nikt nie pamięta.
W dzień poprzedzający akcję Niemcy nie wiedzą czy w ogóle przyjeżdżać do Polski, z ich strony wszystko jest już przygotowane i zapięte na ostatni guzik. Zespół lekarzy specjalistów, kilkunastu pracowników oderwanych od swoich dotychczasowych zadań, ekipy telewizyjne, opłacony hotel. W sumie prawie 30 osób. W końcu podejmują decyzję i wieczorem przyjeżdżają. Urzędnik polskiego biura CITES jest pełen dobrej woli, ale nie może wydać dokumentu, dopóki nie uzyska zgody od niemieckiego odpowiednika na przyjęcie zwierząt, który wniosek z Polski dostał zaledwie kilka dni temu. W dniu wyjazdu atmosfera jest nerwowa, okazuje się, że miasto nie dogadało się z Vier Pfoten i urzędnicy czekali na Niemców od wczesnego rana. Trudno zresztą o dobrą komunikację skoro urzędnicy nie znają obcych języków. Wraz z nimi czekają przedstawiciele lokalnych mediów. Jest też radny, Wojciech Zimniak, znający niemiecki oraz Magda Scherk z Vier Pfoten, której rodzice przyjechali do Niemiec, gdy była całkiem mała. Język polski zna z domu. Oboje pełnią tu funkcje tłumaczy.
Do zamkniętego w tym dniu mini zoo przybywamy ok 10.00. Niedźwiedzice nic nie jadły od 24 godzin i od kilku godzin nie piły. To konieczne przy anestezji zwierząt. W piątek rano jeszcze kilka telefonów i wczesnym popołudniem dociera faks. Jest dokument, można zaczynać.
Transport
W skład konwoju, którym przyjechali Niemcy wchodzi m.in. duży samochód transportowy oraz mniejszy, w którym przewożony jest aparat rentgenowski. Jeden z najlepszych w Europie specjalistów medycyny weterynaryjnej dzikich zwierząt, dr Frank Göritz z Leibniz Institute for Zoo and Wildlife Research w Berlinie będzie usypiał niedźwiedzie. Obudzą się dopiero w klatkach transportowych. Oprócz niego jest jeszcze 3 lekarzy weterynarii, w tym jeden z Australii. Lekarze rozkładają potrzebne leki na stoliku dostarczonym przez obsługę mini zoo. Przygotowują środki usypiające. Pada pierwszy strzał, wszyscy muszą odsunąć się od klatek, gdyż zwierzę musi być spokojne, aby środek zadziałał. Po kilku minutach Kasia zasypia. Jeszcze sprawdzenie przez kraty czy faktycznie głęboko zasnęła i można wchodzić do środka klatki. Najpierw wkracza zespół lekarzy, do języka przyczepiają aparat do mierzenia tętna i zawartości tlenu we krwi, do rozwartej paszczy bloczek, aby zwierzę jej nie zamknęło, podają tlen i profilaktyczną kroplówkę, dokonują ogólnych oględzin. Potem pobierają krew i wszczepiają czipa. W zasięgu ręki są środki, które byłyby potrzebne, gdyby coś poszło nie tak. Potem wchodzimy my, pobierany próby do badań (kał, sierść), wykonujemy pomiary ciała, fotografujemy stopy (niedźwiedzie trzymane na betonie mają z nimi poważne problemy), filmujemy. Pomaga nam Patrick Boncourt, który w Vier Pfoten odpowiada za projekty dotyczące niedźwiedzi. To on przyjeżdżał kilkakrotnie do Leszna, aby poznać obie niedźwiedzice. Potem na specjalnej, mocnej płachcie 6 osób wynosi Kasię do auta z rentgenem. Teraz wszyscy muszą się odsunąć na kilka metrów. Potem Kasia przenoszona jest do klatki transportowej. Dr Göritz daje jej zastrzyk znoszący efekt usypiania. Klatka zostaje zamknięta. Po kilku minutach niedźwiedzica wstaje, jest spokojna. Potem załadunek do auta i można zacząć powtarzać procedurę z następną niedźwiedzicą. Całość zajmuje ponad 2 godziny. Niedźwiedzice są w klatkach w samochodzie. Teraz można coś zjeść, ekipa z Niemiec wyciąga przygotowane wcześniej kanapki, napoje. Wszyscy są już trochę zmęczeni, zarówno pracą jak i wcześniejszym oczekiwaniem na rozpoczęcie akcji. Temperatura sięga 24 stopni w cieniu, to ciepło, ale jeszcze nie upał. Gdyby było ponad 30, transport musiałby odbywać się nocą. Konwój rusza. Do przejechania jest 470 km, po polskiej stronie zwykłe drogi, po niemieckiej od granicy w Olszynie, same autostrady. Co 2 godziny postój i sprawdzanie czy u niedźwiedzi wszystko dobrze. Lekko uchylona klapa i napis „Tierentransport” wzbudzają zainteresowanie na parkingach przy stacjach benzynowych. Basia nie chce pić, Kasia robi to chętnie. Wreszcie po godzinie 23 zjeżdżamy z autostrady nr 19 prowadzącej do Rostoku na drogę nr 198. Jeszcze kilkanaście km i między Stuer a Bad Stuer skręcamy w drogę na Zislow, po chwili po lewej stronie widzimy ogrodzenia. Do Bärenwald Müritz docieramy przed północą. W sali konferencyjnej czeka jedzenie, nawet „Bärenfett” („niedźwiedzi tłuszcz”) – w rzeczywistości wegetariański smalec z jabłkami. Wszystko zresztą jest tam wegetariańskie i smaczne. Niedźwiedzie poczekają na rozładunek do rana, teraz jest na to zbyt ciemno. Rozmowy, atmosfera radosna, że wszystko do tej pory się udało. Ale wszyscy są zmęczeni, wiele osób jest z Hamburga, gdzie znajduje się biuro fundacji. Nie opłaca się wracać do domu, bo rozładunek zacznie się o 6.00 rano. Układają się do snu na podłodze w sali konferencyjnej i w biurze. My jedziemy do hotelu, w którym będziemy mieszkać przez najbliższe kilka dni. Hotel leży nad północnym krańcem jeziora Plauer See w uzdrowisku Bad Stuer. Drogą to 1,5 km od Bärenwald, na piechotę przez las, mniej niż kilometr.
W sobotę, 18 czerwca o 6.00 rano cały zespół jest w gotowości. Samochód z niedźwiedziami podjeżdża pod tymczasowe wybiegi. Niedźwiedzice będą umieszczone na dwóch sąsiadujących ze sobą wybiegach. Młodsza Kasia trafi na większy, liczący blisko 360 m2, Basia na 250 m2. Wybieg Kasi umieszczony jest w głębi, klatka transportowa będzie wniesiona na wybieg Basi i tam dostawiona do otworu łączącego oba wybiegi tak, aby zwierzę wyszło wprost na swój wybieg. Basia z kolei pozostanie na swoim wybiegu wraz z klatka transportową. Dostawianie klatki i wypuszczanie zwierzęcia wprost z alejki jest zbyt niebezpieczne. Niedźwiedź po wypuszczeniu może próbować wypchnąć klatkę i wyjść na zewnątrz. To mało prawdopodobne, ale bezpieczeństwo jest tu najważniejsze. Klapa klatki wstawionej w otwór wybiegu ma zamontowany mechanizm i długą linkę tak, że podnoszenie klapy odbywa się spoza wybiegów, z alejki. Przedtem jednak klatka z Kasią wędruje na wagę. Potem to samo dzieje się z Basią.
Klapa idzie w górę i Kasia wybiega z klatki. Od razu zaczyna intensywnie pracować nosem. Wącha podłoże i sprawdza wybieg. Basia po wyjściu niemal natychmiast zaczyna jeść rozrzucone owoce, jej łupem padają jabłka i gruszki. Zanim to jednak nastąpi robi kilka kroków, bardzo ostrożnych. Pierwszy raz w swoim 27 letnim życiu czuje pod stopami coś innego niż beton, dlatego początkowo unosi nogi nieco wyżej niż normalnie. Przez pierwsze 2 dni niedźwiedzice dostają różnorodne owoce i marchew oraz granulat dla psów i kilka kromek pieczywa. Pokarm wrzucany jest na wybieg 2 razy dziennie, rozrzucany, żeby urozmaicić karmienie i stymulować zwierzęta do eksploracji. W kolejnych dniach chleba już nie ma w menu. Są jabłka, gruszki, kiwi, obrane pomarańcze (te zjadają jako pierwsze, wygląda na to, że to ulubiony owoc Basi – zawsze zaczyna od pomarańczy), papaje, awokado (Basi tak smakowało, że bardzo zapalczywie i do ostatniej skórki wyciskała miąższ – miała potem cały nos w paście z awokado ), marchew, ogórki. Co kilka dni także pstrąg. Zjadają go bardzo ostrożnie manipulując tak, aby wyrywać małe kęsy. Woda jest podawana ze szlaucha kilka razy dziennie. Obie niedźwiedzice bawią się opadająca wodą, przeważnie kopią w błocie. Kasia wchodzi też w strugi wody, Basia raczej tego unika, za to z widoczną przyjemnością przekopuje potem kałuże.
Tymczasowy wybieg Kasi jest większy. Jest na nim usypana górka, w której mieści się „gawra” utworzona z betonowego kręgu. Kasia już w pierwszym dniu odkrywa, że górka to doskonały punkt obserwacyjny. Następnego dnia zastajemy ją leżącą na szczycie w wykopanym przez siebie dołku i oglądająca okolicę. Oprócz tego na wybiegu są 2 duże topole i dąb. Ten ostatni stał się źródłem dodatkowego pokarmu. Niedźwiedzica stawała na dwóch łapach i przyciągała gałęzie do ziemi, posilając się liśćmi. Na wybiegu Basi są krzewy oraz wrzucone dwie olchy. Część azylu, w której są niedźwiedzice otwarto 15 kwietnia, trawa jeszcze nie wszędzie zdążyła urosnąć, ale widać jak roślinność stopniowo odradza się po pracach konstrukcyjnych. Oczywiście jest także klatka transportowa, na której Basia wyładowuje emocje. Mogliśmy się o tym przekonać już następnego dnia. Rano już z daleka słychać było hałas, Basię zastaliśmy przy przewróconej klatce, gdy potrząsa nią i popycha. Najciekawszy jest jednak kontakt Basi z glebą. Przypomina nam się zachowanie Mago z wrocławskiego zoo, który po wypuszczeniu z karceru, w którym przesiedział 10 lat, przekopał cały wybieg w ciągu kilku pierwszych dni. Podobnie Basia, na początku kopie w różnych miejscach. Jest wyraźnie zaskoczona, gdy pod jej łapą ziemia osuwa się do zagłębienia. W kolejnych dniach okazuje się, że ze szczególną ochotą kopie w błocie. Po dwóch dniach dokopuje się do siatki zabezpieczającej wybieg.
Obserwacje prowadzimy przez cały dzień z krótką przerwą na posiłek. Po kilku dniach możemy sformułować wstępne opinie. Pyta nas o to Carsten Hertwig – szef cetrum kompetencyjnego ds. niedźwiedzi w Vier Pfoten. Basia znosi pierwsze dni całkiem dobrze, większość czasu poświęca na eksplorację terenu i sen. Odsypia pierwszą dobę, gdy była tak zaangażowana w badanie nowego otoczenia, że niemal nie spała, również gorzej jadła. W drugim dniu głowa sama jej opada i ciągle podsypia. W trzecim dniu jest już całkiem normalnie. Na nowe bodźce, widok niedźwiedzi z wybiegu po drugiej stronie alejki, opiekunów czy wodę reaguje z zaciekawieniem i ostrożnością, ale bez lęku. Kasia często próbuje zbliżyć się do Basi, ale ta jeszcze reaguje agresją. Na sąsiadów z jednej strony nie zwraca uwagi (oddziela ich od niej jeszcze wybieg Basi), ale gdy na sąsiednim wybiegu (po drugiej stronie alejki) pojawia się niemal czarna niedźwiedzica Mascha, Kasia wpada w panikę, zaczyna szybko i nerwowo biegać. Stale zagląda na sąsiedni wybieg, wbiega na swoją górkę, wypatruje, wącha i znowu biega. Mascha oddala się, wraz z trzema innymi niedźwiedziami ma do dyspozycji kilka hektarów. Sheila, opiekunka, przyszła ja uspokoić. Okazuje się, że dzień wcześniej też tak się zachowywała. Sheila doskonale zna każdego niedźwiedzia i nic nie umknie jej uwadze.
Na wybiegach adaptacyjnych niedźwiedzice będą przez najbliższe 2-3 tygodnie, potem metalowe bramki pójdą w górę. Kasia i Basia wejdą na wybieg o powierzchni ok. 1,7 ha, z lasem, naturalną rzeką, łąkami i zaroślami. Dopiero wtedy z misiów staną się prawdziwymi niedźwiedziami.
Przyszedł czas odjazdu. Po całodziennej obserwacji żegnamy się z Sabine, szefową opiekunów, a także z jej psem. Pokazuje nam jego zdjęcia, gdy żył jeszcze na śmietniku w Rumunii. Patrzymy przerażeni na kości obciągnięte skórą. Dziś to szczęśliwy, wesoły pies. Z Bärenwald Müritz wracamy z wielogodzinnymi filmami i ponad tysiącem zdjęć. Poznaliśmy tam ludzi oddanych zwierzętom, wrażliwych, ale zarazem profesjonalistów. Jedno nie wyklucza drugiego.
Dopisek:
13 lipca 2011 Basia jako pierwsza opuściła wybieg aklimatyzacyjny i przeszła na docelowy o powierzchni ok. 1 ha.
Po wyjściu wąchała wszystko bardzo intensywnie i zbliżyła się do stawu. Po chwili wahania, pierwszy raz w życiu zanurzyła się w wodzie. Bała się pływać, więc tylko spacerowała w wodzie i badała, co ją otacza. Przez kolejne dni Basia przyzwyczajała się do wchodzenia do minisektora (to zamknięty mały wybieg, gdzie niedźwiedzie wchodzą na czas pracy na terenie dużego wybiegu, pracownicy wchodzą codziennie, bo pomimo dużego wybiegu stosuje się tam enrichment czyli podrzuca pokarm do specjalnych konstrukcji i schowków) .
22 lipca 2011 dołączyła do niej Kasia. Kasia jest bardziej lękliwa. Zaraz po wyjściu spotkała Basię, doszło do małej scysji. Teraz gdy obie się spotykają, grożą sobie, symulują atak i Kasia zaraz ucieka. 23 lipca nawet jadły razem - trzymały oczywiście dystans. Generalnie połączenie obu niedźwiedzic odbyło się spokojnie.
Aktualizacja (28.04.2015 r.)
W poniedziałek 27 kwietnia 2015 r. odeszła Kasia. Przyczyną śmierci było zakażenie żołądkowo-jelitowe i zapalenie jelit. Objawy zauważono zaraz po hibernacji. Pomimo intensywnej opieki lekarskiej, nie udało się jej uratować. W doskonałych warunkach przeżyła 4 z łącznie 20 lat swojego życia.
Aktualizacja (9.09.2015 r.)
W poniedziałek 7 września 2015 roku odeszła Basia. Prawdopodobną przyczyną śmierci była ciężka infekcja wątroby i węzłów chłonnych Od niemal 2 tygodni Basia była apatyczna i odmawiała przyjmowania pokarmu. Pomimo wysiłku specjalistów z Leibniz Institute for Zoo and Wildlife Research z Berlina 32-letniej niedźwiedzicy nie udało się uratować. Dokładne przyczyny śmierci zostaną ustalone dopiero w czasie sekcji, która zostanie wykonana w tej renomowanej placówce.
Copying and publishing are allowed only with an indication of the source:
© Maslak&Sergiel and
© www.bearproject.org
English version of Leszno bears story soon.
Ekipa lekarzy weterynarii z Berlina ma na koncie anestezję setek dzikich zwierząt
Carsten Hertwig – szef cetrum kompetencyjnego ds. niedźwiedzi w Vier Pfoten objaśnia niemieckiej telewizji cel przenosin
Po anestezji pierwsi wchodzą lekarze
Niedźwiedzie żyjące na betonie mają często problemy ze stopami
Wynoszenie Kasi z klatki
Najpierw wędrówka na badanie rentgenowskie. W środku Patrick Boncourt, który w Vier Pfoten odpowiada za projekty "niedźwiedziowe"
Kasia u rentgena
Dr Görlitz wstrzykuje Kasi zastrzyk, po którym niedźwiedzica się wybudzi